Cześć!

gdziejestfotograf to ja, Bartłomiej Zackiewicz. Mówcie mi Bartek, bez „Pan”. Jestem fotografem z dziada pradziada.
Mój tata, Adam, prowadził i prowadzi dalej swoje sudio fotograficzne i do dziś pamiętam zapach chemii z jego ciemni. Zabrałem kiedyś Tacie światłoczuły papier Kodaka – prywatny import z Ameryki – i mazałem po nim na podwórku. Tata był mało zadowolony, ale chyba ten moment pamiętam jako początek mojej kariery. Wiele plenerów ślubnych było w naszym ogrodzie, a ja byłem asystentem scenografii i trzymania blendy. Nie powiem, żebym to wtedy uwielbiał…
Dopiero teraz rozumiem, dlaczego tata był tak bez reszty polchłonięty, tym co robił. Tata jest genialny.

Jakim jestem fotografem ślubnym

Jako fotograf ślubny, przez sporą część dnia jestem bliżej Was, niż ktokolwiek inny. Nie krępuję moją obecnością, wręcz przeciwnie, zarażam spokojem i ogarniam kuwetę, byście Wy mogli żyć chwilą. Fotografuję Was, Waszych bliskich i cały ten uroczy bałagan dookoła.
Jestem hiper czuły na emocje i bliskość, co zresztą widać na moich zdjęciach. Czasami opuszczam aparat, aby doradzić lub uspokoić. Mam kilka magicznych obiektywów, które lubią ze mną współpracować i pokazują to, co widzę plus trochę magii obrazu, na którą nie potrafię znaleźć określenia słownego.

Supermoce

Moje supermoce to niewidzialność podczas pracy połączona z darem obserwacji i łatwością w łamaniu barier. Lubię ludzi i mam odwagę ich fotografować. Mam efektowne aparaty i ciężkie obiektywy, dzięki czemu wyglądam jak fotograf, którego nie powstydzicie się pokazać teściowej. Mimo ciężkich walizek pełnych sprzętu, swój styl pracy uważam jako lekki i swobodny.

Nie realizuję ujęć zgodnych z jakąś tam listą.  Jestem czujny i w każdej chwili gotowy na wszystko, co może tego dnia się wydarzyć. Intuicyjnie wiem, gdzie się ustawić i w którą stronę patrzeć. Wiem, że zdjęcia będą miały największą wartość wtedy, kiedy będą i Wasze, i moje. Wyjątki? Tak, jestem miłośnikiem tradycyjnych zdjęć rodzinnych, do których namawiam i tym sposobem mam duży + u babć.

Doświadczenie i osiągnięcia

Mój bagaż doświadczeń to setki pięknych ślubów w Polsce, Francji, na Gibraltarze i w USA, tysiące zaprzyjaźnionych osób, nagrody za miejsca w pierwszej dwudziestce w konkursach dla najlepszych fotografów ślubnych na świecie WPJA (World Photojournalist Association) i ISPWP (International Society od Professional Wedding Photographers. Mogę pochwalić się stałą i bardzo owocną współpracą z najlepszymi konsultantami ślubnymi w kraju, za co zostałem wyróżniony certyfikatem partnera honorowego PSKŚ (Polskie Stowarzyszenie Konsultantów Ślubnych). Pracuję również z celebrytami, markami odzieży, biżuterii, zegarków i innych akcesoriów. Moje zdjęcia – co bardzo mnie cieszy – wiszą w wielu domach i firmach na ścianach, pojawiają się na bilboardach, w albumach, katalogach, relacjach prasowych, na okładkach książek i gazet.

Historia

Już jako kilkuletni smarkacz asystowałem podczas ogrodowych sesji ślubnych pomagając ojcu za cukierki i inne przywileje.

Od 14 roku życia regularnie fotografowałem śluby. Uparcie dążyłem w kierunku autentycznego reportażu, na co ówczesny rynek lokalny nie był gotowy. Kilka razy musiałem się nasłuchać o braku zdjęć z fontanną, pomnikiem, ludziach nie patrzących prosto w obiektyw czy nieostrym tle. Pewnego dnia zrozumiałem, że fotografia ślubna to coś, co umiem i chcę robić. Po swojemu, zgodnie z własnym poczuciem estetyki i ogromnym zaangażowaniem zacząłem budować własną stylistykę moich reportaży. Tata, który wiele lat namawiał mnie do tradycyjnej kredensowej fotografii ślubnej, zadzwonił pewnego dnia po obejrzeniu mojego pierwszego w 100% własnego ślubu ze słowami „jak to dobrze, że mnie nie posłuchałeś”. Tę rozmowę pamiętam doskonale i myślę, że dodała mi sporo siły i odwagi.

Poza fotografią

Mieszkam w Warszawie, ale lubię podróżować.

5 lat temu pojechałem w podróż dookoła świata na 3 miesiące. 4 dni przed wyjazem poznałem miłość mojego życia i narzeczoną. Nie dość, że na mnie poczekała, to jeszcze zrobiła mi niespodziankę przylatując do Tajlandii. Dzisiaj jesteśmy rodzicami dwójki cudownych łobuzłów – Franka i Hani – i organizujemy własny ślub w 2019 roku.

Kocham gotować, jeżdzę na desce, lubię ser Gruyere i wina do trzech dych. Słucham Led Zeppelin, Pink Floyd, King Crimson, Dave Matthews Band z wersji koncertowych, Jimmiego Hendrixa i tym podobnych dawno niemodnych zespołów. Największą radość czerpię z czasu spędzonego z rodziną i specjalnie kupuję zbyt skomplikowane klocki lego, aby móc je potem układać. Dzięki Asi nauczyłem się oddzielać czas pracy od czasu wolnego i przestałem pracować wieczorami… bo robienie zdjeć swoim dzieciom się nie liczy.

Jak wygląda niewidoczna cześć pracy fotografa ślubnego?

Przed każdym zleceniem sprawdzam i czyszczę moje zabawki. To w ogromnej mierze od nich zależy komfort mojej pracy i jej efekt. Dbam, aby aparatom i obiektywom było zawsze wygodnie, a one odwdzięczają mi się przemiłą współpracą. Ładuję baterie, robię porządek w torbie i w głowie. Pakuję cukierki na czarną godzinę. Sprzęt zapasowy czuwa na wypadek awarii, która ostatnio przydarzyła mi się chyba w 2007 roku, kiedy w nowym aparacie pękła migawka. Z ciekawostek – na wypadek pęknięcia spodni lub zalania się barszczem mam też torbę z awaryjnym strojem.

Wyłączenie aparatu po pracy to w zasadzie dopiero początek pracy nad zdjęciami. Dalej jest trochę nudniej, ale też fajnie. Zdecydowanie wolę z aparatem w dłoniach obserwować ludzi, niż w samotności siedzieć przy komputerze, chociaż finalny efekt zawsze mi to wynagradza.

Pracuję w studio fotograficznym, które znajduje się dosłownie kilka minut pieszo od mojego domu. Lubię mieć dużo miejsca i powietrza do pracy.

Zdjęcia zapisywane są już w aparacie jednocześnie na 2 kartach pamięci. Jedna z nich zgrywana jest co kilka ślubów w zupełnie innym miejscu, niż zdjęcia z karty głównej.

Po zgraniu zdjęć i sprawdzeniu materiału tworzona jest trzecia kopia zapasowa na jeszcze innym dysku.

Jedną z moich głównych zasad higieny jest absolutny zakaz usuwania zdjęć z kart przed dokonaniem selekcji – czyli wyborem, nad którymi zdjęciami pracuję dalej i finalnie oddaję Wam. Czwarta kopia zgrywa się automatycznie w chmurze, co może jest już przesadą, ale lepiej się z tym czuję i spokojniej śpię.

Dla przykładu: po pełnym reportażu ślubnym z wesela dla 141 gości, które fotografuję od przygotowań do godziny 1:00 wracam z około 2500 zdjęciami, z których wybieram następnie ok 400-500 zdjęć do obróbki. Czasami więcej.

50-80 zdjęć to galeria wstępna, gotowa do 2 tygodni po ślubnie, natomiast na pozostałe zdjęcia czeka się maksymalnie 1-2 miesiące, a w tym czasie dzieje się magia.

Ciąg dalszy nastąpi…

Skontaktuj się

Liczę, że skrobniecie do mnie maila, a za jakiś czas będę mógł pokazać Wam Wasz ślub. Uważam, że nie ma głupich pytań i chętnie odpowiem nawet na te nie związane bezpośrednio z moją rolą.